Ta zacna ”dama”, która siedzi pomiędzy swoją mamą i babcią to Iga. Niech was nie zmyli jej smutna mina. W tym momencie akurat jest troszkę obrażona na to, że nieznajomy człowiek ją fotografuje. Przez większość czasu jaki spędziłem w domu Bednarków, z twarzy tej małej ślicznoty nie schodził uśmiech. Mimo, że ma niewiele ponad 2 lata, przeszła w życiu już bardzo wiele.
Mama Igi, Aleksandra, urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Mimo pewnych trudności, zawsze starała się normalnie żyć. W pewnym momencie jej świat nabrał wyjątkowych kolorów. Urodziła Igę. Zdrową. Jak sama przyznaje, był to dla niej prawdziwy cud. Później już tak ”kolorowo” nie było. Jej związek z ojcem Igi się rozpadł i musiała wrócić do domu rodziców. Niestety był to tylko początek problemów…
Prawdziwy dramat w domu Bednarków rozpoczął się w święta Bożego Narodzenia w 2014 roku. Sielankowy nastrój, podniosła atmosfera, dużo uśmiechu i życzliwości – ot tradycyjne rodzinne święta. Niestety w pewnym momencie malutka Iga bardzo ”osłabła”.
– W drugi dzień świąt dostała gorączki. Pojechaliśmy do szpitala. Miała 6,2 hemoglobiny. W Kłobucku dostaliśmy skierowanie do Zabrza, gdyż dr Sylwia Mina podejrzewała Sepsę. Nerki przestały pracować. Padło zdanie, że nie wiadomo czy dziecko przeżyje najbliższe 2 godziny – mówi Beata Bednarek, babcia Igi.
To był prawdziwy szok. Nikt nie spodziewał się takiej informacji. Przecież to mogło być zwykłe przeziębienie, bądź grypa. Potwierdziło się, że to sepsa. W jednej chwili świat dla całej rodziny się zawalił.
– Karetką pojechaliśmy do Zabrza. Padły tam podobne słowa. Rozpoczęła się walka o życie Igi. Czterokrotnie podano jej krew, dawano kroplówki, antybiotyki – dodaje Beata Bednarek.
Po tygodniu stan dziecka zaczął się poprawiać. Wszystko przebiegało pomyślnie. Było coraz lepiej. Wydawało się, że najgorsze za nimi.
– Gdyby nie szybka reakcja pani doktor z Kłobucka to nie wiemy co by się wydarzyło… – dodaje Dariusz Bednarek, dziadek Igi.
W Zabrzu dwa razy pobrano Idze szpik kostny. Już w grudniu na czole dziecka pojawił się guz. W lutym 2015 roku – kolejne.
– Powiedziałam lekarce, że one ją nie bolą, ale usłyszałam w odpowiedzi, że ”najgorsze są takie, które nie bolą”. W Marcu usłyszeliśmy od lekarzy, że to to czego się obawiali. Białaczka – po tych słowach Beaty Bednarek, zapada cisza.
– Najgorsze jest to, że gdy byłam tam na oddziale, widziałam te dzieci z białaczką. Od początku leczenia. Bardzo się bałam tego… – dodaje po chwili.
Rozpoczęła się kolejna walka o życie dziecka. Leczenie nowotworu krwi niestety jest bardzo wyniszczające.
– Strasznie przeszła pierwszą ”chemię”. Miała taką buzię… Miała wiele aft w buzi. Usta jej pękały, ropiały. Nie mogła jeść, pić. Wymiotowała – głos pani Bednarek się załamuje, a łzy napływają do jej oczu. Wpatrzona w jeden punkt kontynuuje:
– Wypłukała się z potasu, magnezu. Chemioterapia pustoszeje organizm. Nie tolerowała białka. Pani doktor mówiła, że Iga potrzebuje więcej czasu, żeby się ”pozbierać”. Miała piękne włosy. Wszystkie wypadły. Straciła je 4 razy. Straciła też rzęsy i brwi.
Pod skórą na klatce piersiowej wszyto jej specjalny ”port”, przez który podawano ”chemię” (ma go do dziś). Leczenie trwało długo – od marca do grudnia 2015.
– To było okropne. Dzień i noc chodziłam z nią z wózkiem po szpitalnych korytarzach. Ciągle coś się działo. Leczenie to wiele etapów, m.in. punkcje w kręgosłup. No i te konsekwencje. W pewnym momencie przestała całkowicie chodzić. Przez tydzień brała morfinę i leki uspakajające. Te rany, które zrobiły się w układzie pokarmowym… Schodziły śluzy, miała biegunki – przytacza ten trudny czas Beata Bednarek.
Od marca do grudnia niemal przez cały czas Iga znajdowała się ze swoją babcią w szpitalu. Jedna przepustka trwała dłużej, poza tym do domu wracały co jakiś czas na 2, 3 dni.
– Ona chyba lepiej to wszystko zniosła jak babcia… choć czasem sama ze sobą nie mogła sobie poradzić. Pamiętam jak chciała wyrwać kroplówkę, targała tymi ”kablami” – mówi Beata Bednarek.
Aleksandra z racji niepełnosprawności nie mogła się opiekować swoją córeczką Igą. Pani Beata przez miesiące spała na materacu w szpitalu. Było to o tyle trudne, że cierpi na zwyrodnienia oraz przepukliny kręgosłupa. Trwała jednak dzielnie obok swojej wnuczki.
Nadszedł w końcu lepszy czas. Białaczka została pokonana. Teraz Iga pobiera tzw. ”chemię podtrzymującą”.
– Jeśli ta choroba wróci, to lepiej o tym nie mówić. Walka trwa – mówi Dariusz Bednarek.
– Nigdy nie zapomnę jak wypadły jej włosy. Była taka smutna. Nie chciała patrzeć w lusterko. Mam nadzieję, że ten czas już nie wróci. Czeka ją jeszcze półtorej roku leczenia. No i nadzieja, że choroba nie wróci – mówi babcia Igi.
Teraz mała Iga większość czasu spędza w domu. Rzadko wychodzi na dwór, bo jest bardzo podatna na wszelkie infekcje. Co jakiś czas wraz z babcią i dziadkiem jeździ do szpitala. Wszędzie jej ”pełno”, a najbardziej lubi, uwaga, robić zdjęcia! Tak, mimo że ma niewiele ponad 2 latka. Co prawda niewiele z fotografii jest dobrych, ale widać, że energii jej nie brakuje.
– Nawet pozę czasem robi jak profesjonalny fotograf! Jeszcze nie wiedziała jak ”pstryknąć”, ale poza już była – uśmiecha się babcia Igi.
Kolejną pasją dziewczynki jest… taniec. Choć przy mnie nie miała ochoty tańczyć, to rodzina Bednarków mówi, że w tle zawsze musi być włączony kanał telewizyjny z muzyką.
– Mówi wprost: ”Włącz muzę”! Ciągle ”gwiazdorzy”. Potrafi ”zawładnąć” otoczeniem. Gdy tylko usłyszy muzykę, to od razu tańczy. Nawet gdy była chora, to ciągle słuchała muzyki z mojego telefonu. Pomagała jej – dodaje Beata Bednarek.
Gdy Iga czuje się dobrze i ”szaleje”, dodaje siły swojej rodzinie. Całe życie Bednarków kręci się wokół ich małej pociechy.
Aleksandra wraz ze swoją córką dzieli pokój z siostrą. Na tym samym piętrze mieszka jeszcze jedna siostra i ”dziadkowie”. Parter domu jest w stanie ”surowym”.
– Mam pracę. Żona ma zasiłek pielęgnacyjny. Nie może pracować, bo opiekuje się Igą i pomaga niepełnosprawnej Aleksandrze. Nie jesteśmy jednak ubodzy. Mamy co jeść. Mamy czym jeździć – zaznacza Dariusz Bednarek.
Mimo, że Bednarkowie radzą sobie, to zbierają pieniądze na remont parteru. Tam mogłaby zamieszkać Iga ze swoją mamą. Warunki byłyby o niebo lepsze. Sporo pieniędzy potrzeba także na samo leczenie i choćby na częste dojazdy do szpitala na Śląsk.
Jeśli ktoś z naszych czytelników chce pomóc, to pod artykułem znajduje się link pod którym może to w łatwy sposób uczynić. Wpłata choćby 10 zł. również jest wielkim gestem.
Los bywa dla niektórych wyjątkowo okrutny. Sąsiadami Bednarków są mama i brat Dariusza. Brat gdy miał 16 lat wykonał skok do wody, który był jego ostatnim skokiem. Jest sparaliżowany, porusza tylko głową. Od blisko 30 lat opiekuje się nim mama.
– Niestety mama podupada na zdrowiu. Wiem, że czeka nas także opieka nad nią i bratem. Staramy się do tego przygotować – dodaje Dariusz Bednarek.
To niezwykłe, że mimo tylu przeciwności losu, dom w którym miałem okazję gościć, jest tak pozytywny. Bednarkowie są rodziną niezwykle życzliwą. Pan Dariusz swoją pogodą ducha potrafi zarazić niejedną osobę. Przyznaje jednak, że bywają gorsze momenty. Mówi jednak wprost: ”Nie możemy się poddawać”.
Budujące jest również to, że Bednarkowie już myślą o tym, że pomocy będą potrzebować ich najbliżsi. W końcu nie żyjemy na tym świecie tylko dla siebie…
Sebastian Zielonka
zielonka@miejska.info.pl
Link do strony gdzie można pomóc Idze Paszkowskiej (nazwisko po ojcu)